Podróż pociągiem
Bilet
kupiłem dzień wcześniej. Na dworcu w Tarnowie jeszcze są tradycyjne kasy
biletowe więc skorzystałem. Kupiłem bilet w jedną stronę na pociąg Pol Regio. Za
bilet normalny z Tarnowa do Starego Sącza zapłaciłem 16,20 zł (na 28.04.2024)
oraz 8,40 zł za rower. Co ciekawe za bilet powrotny za rower zapłaciłem tylko 4
zł. Jak to w Pol Regio bywa oczywiście ostatni wagon, rower w orientacji pionowej.
Na plus – na haczyki pozakładali gumowe nakładki dzięki czemu nie niszczy się
obręcz koła, tudzież szprychy. Pierwszy raz jechałem pociągiem z szosą i dzięki
temu nie miałem problemu ze zmieszczeniem koła w uchwycie. Trasa choć wolnym
tempem zleciała dość szybko, ładuje się tostami i kawą. W Starym Sączu wita
mnie słońce jednak z niską temperaturą. Najlepszy znak aby wsiąść na rower i
zacząć rozgrzewkowym, ale jednak intensywnym tempem.
Ze Starego Sącza do Szczawnicy
Początkowo
drogę znałem na pamięć, zaczynałem z tego samego miejsca podróż na Przehybę i
Radziejową. Kieruję się więc na Gołkowice oraz Gaboń. Jadę ulicą. Jest
niedziela rano, ruch jest znikomy. W miejscowości o wdzięcznej nazwie – Kadcza,
pierwszy raz przejeżdżam przez most na Dunajcu. Tu GPS pierwszy raz prowadzi
mnie na Velo Dunajec. I ja dziękuję za takie Velo, przejechałem może 500 metrów
może prawie kilometr wygodną ścieżką, która nagle się urywa i znowu muszę
wrócić na ulicę. Odpuszczam sobie Velo, odpuszczam sobie nawigację i jadę za
znakami do kolejnych miejscowości. Pierwszy, krótki postój robię w Łącku,
słynącego m. in. ze Śliwowicy. Oczywiście przez ogólną komercjalizację na
legalu pseudo śliwowicę możemy kupić w całym kraju. Aby kupić tą prawdziwą
lepiej kogoś znać. Ja zadowalam się izotonikiem i cisnę kolejne kilometry. A te
po przesiadce na rower szosowy nabija się z niesamowitą przyjemnością. Drogę
dodatkowo urozmaica wijący się wzdłuż drogi Dunajec. W niektórych
miejscowościach, gdzieniegdzie znajdują się ścieżki lub ciągi pieszo rowerowe.
Ale umówmy się, lepiej kiedy ich nie ma i w spokoju możemy jechać ulicą. Na
pewno nie jest to trasa dla dzieci, jeśli ktoś ma cierpliwość może próbować
szukać w którym miejscu przebiega Velo Dunajec. Ja jej tyle nie mam. Po drodze
co jakiś czas mijam stację benzynowe i zielone sklepy, czynne w niedziele. Trasa
przeważnie jest płaska, jeśli występują wzniesienia to raczej krótkie i
łagodne. Kondycyjnie z trasą poradzi sobie każdy kto choć trochę jeździ na
rowerze. Na pograniczu Tylmanowej i Krościenka nad Dunajcem zatrzymuję się na
kilka zdjęć. W samym Krościenku zatrzymuję się na kolejne jedzenie. Objeżdżam
Rynek i mostem kieruje się już do Szczawnicy. Większość drogi to dosyć wygodna
ścieżka rowerowa. Chociaż oczywiście lepiej gdyby jej nie było. Po około 43
kilometrach ze Starego Sącza docieram do Szczawnicy.
Szczawnica i wypożyczalnia rowerów
W
Szczawnicy jestem godzinę przed znajomymi, którzy jadą z Tarnowa autem i na
miejscu mają wypożyczyć rowery. Wykorzystuję ten czas na rozglądnięcie się na
początku Drogi Pienińskiej. Następnie pod kolejką na Palenicę kieruję się do
centrum i delektuję się zimną Pepsi. Rower w Szczawnicy możemy wypożyczyć w
kilku miejscach. Są trekkingi, są „górale”. Nie rozglądałem się za bardziej
zaawansowanym sprzętem, więc tutaj nie pomogę. Typowo amatorskie rowery to
koszt około 10 zł za godzinę lub 50 zł za cały dzień. Rowery są dosyć ciężkie,
ale przerzutki działają płynnie a hamulce hamują. W sumie żeby przejechać te
około 20 kilometrów jest wystarczająco. Ja na szczęście mam swój rower.
Szczawnica – Czerwony Klasztor (Słowacja)
Po pierwsze
i najważniejsze bo sam długo szukałem odpowiedzi na to pytanie. Czy da się
przejechać szosą? Tak, da się. Nawet całkiem komfortowo. Po polskiej stronie
ścieżka rowerowa pokryta jest kostką brukową. Nie najlepiej ale da się. Po
stronie słowackiej kiedyś była to droga typowo szutrowa. Teraz niby jest asfalt,
ale zdecydowanie bardziej jest to wylany beton, który pokryty jest szutrem. Jest
całe mnóstwo luźnych, małych kamieni. Więc w zakrętach na szosie trzeba uważać.
Ale w miejscach gdzie nie było dużego ruchu spokojnie możemy pojechać szybciej.
Sporo osób zwraca uwagę na brak barierek w niektórych miejscach. Ale trzeba być
naprawdę bardzo nieuważnym żeby spaść z drogi do Dunajca. Przy każdej mniejszej
lub większej górce są znaki informujące żeby zejść z roweru. Ja nie zsiadam,
ale jeśli ktoś nie czuje się pewnie to wszelkie newralgiczne punkty ma wyraźnie
zaznaczone. Uważać trzeba na idiotów jadących obok siebie, albo kręcących
filmiki jadąc na rowerze mimo, że widać, że ostatni raz z rowerem mieli do
czynienia podczas komunii. Większość ludzi jednak trzyma się swojej strony, nie
przesadza z prędkością. Miałem tylko jeden moment kiedy nie wytrzymałem, ale
jeśli widzę trzech dorosłych facetów na elektrykach jadących obok siebie, ignorując
wszystkich dookoła no to nie ma przebacz.
Na trasie znajdują się trzy podjazdy. Większość ludzi na
nich zsiadała z roweru, ale spokojnie, jeśli ktoś czyta tego bloga to raczej ma
coś wspólnego z rowerem na co dzień i bez problemu poradzi sobie z tymi
podjazdami. Są krótkie i naprawdę niewymagające. Mówię to z perspektywy
zdrowego trzydziestolatka.
Widoki są bardzo przyjemne, chociaż przyznam, że jako
dziecko, kiedy byłem tam pierwszy raz wrażenie było większe. Ale to też ilość
odwiedzonych miejsc czyni mnie bardziej wybrednym. Z samej Szczawnicy do pokonania
mamy 10 kilometrów, sama Droga Pienińska to około 9 km. Po przyjechaniu do
Czerwonego Klasztoru warto od razu się odwrócić. Widok na Trzy Korony jest
bardzo fotogeniczny. Ja mijam szybko mury klasztoru przerobionego na jeden
wielki ogródek piwny i kieruje się na kładkę skąd widać jeszcze ośnieżone Tatry
oraz Trzy Korony, które zdają się konkurować ze swoją strzelistością.
Powrót
Droga powrotna mija szybko. Trasa jest bardzo łatwa i nie
należy jej traktować jako wyzwania kolarskiego a sposób na spędzenie ciekawego
dnia. Po obiedzie w Szczawnicy wracam tą samą drogą. Dworzec w Starym Sączu
jest zamknięty. Czekam 45 minut na pociąg i tak kończę swój pierwszy dłuższy
wyjazd szosą. Niebawem, po przejechaniu wysokościowej trasy opiszę swoje
doznania. Póki co jest bardzo dobrze. Szybko i lekko. Jak ten 114 kilometrowy
wypad do Czerwonego Klasztoru.
LINK STRAVA
|
Mapa |
|
Profil wysokościowy |
|
Lepsza widoczna stylówka niż ścieżka rowerowa |
|
Pierwszy most - Kadcza |
|
Gdzieś w okolicy Tylmanowej |
|
Ostatnie kilometry przed Szczawnicą |
|
Postój w Krościenku |
|
Rynko - parking w Krościenku nad Dunajcem |
|
Ścieżka w kierunku Szczawnicy |
|
Początek Drogi Pienińskiej |
|
Szosa w Szczawnicy |
|
Kładka pod wyciągiem na Palenicę |
|
Tu możemy odbić do słowackiej Leśnicy |
|
W mojej opinii najładniejszy odcinek Drogi Pienińskiej |
|
I z mojej perspektywy |
|
Byłem w lepszym humorze niż wskazuje na to mina |
|
Kolejny widok na przełom Dunajca |
|
J.W. |
|
Fragment zjazdu w stronę Czerwonego Klasztoru |
|
Jeszcze wiosna, ale kolory już iście letnie |
|
I cel osiągnięty |
|
Dobrze, że podpisane bo przez parasole piwne można by było przeoczyć ;) |
|
Chciałem takie zdjęcie z rowerem i Trzema Koronami i mam ;) |
|
Kładka pieszo - rowerowa w Czerwonym Klasztorze |
|
Widok w stronę Tatr |
|
A po lewej - toaleta, można płacić złotówkami |
|
Trzy Korony raz jeszcze |
|
A teraz bez roweru |
|
Kolejny fragment Drogi Pienińskiej |
|
I kolejne skały |
|
Droga w stronę Leśnicy |
|
A tu park w Szczawnicy |
|
I dworzec w Starym Sączu |