Przejdź do głównej zawartości

Biecz | Binarowa

            Trasa – bajka, sam Biecz –  rozczarowanie. Tak najkrócej mogę opisać mój kolejny rowerowy wyjazd. Ale po kolei. Prognozy na ten dzień nie były zachęcające. Zapowiadano przelotny deszcz przy temperaturze w okolicach 18 stopni. Rano szybko decyzja – jadę. Przewidywałem trasę na około 100 km. Zabrałem cztery bułki, dwa tosty, dwa izotoniki i energetyka. Do tego dwa banany i baton czekoladowy. Temperatura w ciągu dnia nie przekroczyła 15 stopni, wiatr oscylował w granicach 20 km/h jeśli wierzyć zegarkowi toteż na zjazdach i otwartych przestrzeniach odczuwałem chłód.

            Sam początek trasy opisałem TUTAJ: kolejno Skrzyszów, Szynwałd i Zalasowa. Stąd kierowałem się  na Ryglice. Pamiętając jak kiedyś wyprowadził mnie GPS, na rozorane pola i wściekłe psy, pojechałem główną drogą do samego centrum. Jechałem za Google Maps zgodnie z nawigacją samochodową a nie rowerową. W Ryglicach skierowałem się na Żurową stromym i dosyć długim podjazdem mijając po drodze Ostry Kamień, który odwiedziłem TUTAJ. Za poprzednim pobytem w tym miejscu, jechałem w dół, bijąc przy tym swój rekord V-max’a – 67 km/h, dzisiaj nieznacznie go pobiłem. W Żurowej zrobiłem pierwszy postój, dokładnie przy ścianie starego kamieniołomu, który w moim odczuciu robi wrażenie czego nie można powiedzieć o najbliższym otoczeniu pełnym butelek, puszek, zużytych chusteczek… i czego by sobie nie zażyczył. Jednym słowem syf.

            Mając przed sobą panoramę Ołpin, zobaczyłem dosyć ciekawy architektonicznie kościół. Kopuły sprawiały wrażenie, że jest to cerkiew. Jedynie kolor kopuł się nie zgadzał – były srebrne, a nie złote. Zboczyłem delikatnie z trasy i po kilku chwilach stałem już pod świątynią. Okazało się, że jest to Parafia p.w. Wniebowzięcia NMP.

            Dalej, moja trasa do Biecza prowadziła wiejskimi drogami asfaltowymi,  podjazdami, i zjazdami, by z czasem dotrzeć do celu mojej wyprawy. Przed wyjazdem naczytałem się samych superlatywów nt. Biecza. Ktoś nawet porównał Biecz do Carcasonne. Proszę wybaczyć, ale ktoś podczas pisania czegoś takiego musiał pić nie tylko wodę. Miasteczko owszem ma swój urok, ale… psuje go parking na rynku, szkaradne szyldy na sklepach i dwie białe budy, które dopełniły reszty. Niestety, jeśli miasto chce nazywać się perełką pogranicza Małopolski i Podkarpacia, musi zwracać uwagę na coś takiego.

            Podczas „zwiedzania” miasteczka, obejrzałem z zewnątrz Klasztor i Parafię p.w. św. Anny.  Uwagę zwracają stacje drogi krzyżowej widoczne na zdjęciu poniżej. Następnie skierowałem się na rynek, pod wieżę ratuszową i tu niemiła niespodzianka. W sezonie zimowym (a ten trwa tu do maja) wieża w weekendy jest nieczynna. Kilka zdjęć i wyruszam w stronę kościoła Bożego Ciała, ładną, brukowaną ulicą. Jest to zdecydowanie najbardziej okazały zabytek Biecza. Świątynia zbudowana z cegły robi wrażenie. Obejście wraz ze zdjęciami zajmuje mi kilka minut. Z niej dostrzegam też stary cmentarz. Jak okazuje się jest to cmentarz z okresu I WŚ, na którym pochowano żołnierzy austro-węgierskich jak i rosyjskich. Znajduje się on na kilku poziomach. Moim zdaniem warto tu zajrzeć.

Wracając na rynek natrafiam na dużą beczkę po winie. Jak się okazuje, Biecz otrzymał prawo składowania węgierskich win. Stąd też ta pamiątka. Na rynku w poszukiwaniu kawy, trafiam do bardzo ładnej restauracji z kawiarnią(Restauracja i Kawiarnia u Becza). Na plus, rozpalone dwa kominki, w których słychać trzask drewna i bardzo miła obsługa. Na minus zdecydowanie cena, za americano zapłaciłem 13 zł. Chwila odpoczynku i sprawdzenie po łepkach drogi powrotnej bo bateria słaba.  Zapomniałem powerbanku i zemściło się to w wyborze trasy…

Korzystając z bliskości Binarowej, postanowiłem obejrzeć tam drewniany kościół w wpisany na listę UNESCO. Wybrałem wariant asfaltów bocznymi drogami. Nie pożałowałem, bo po pokonaniu wzniesienia, spoglądając do tyłu, moim oczom ukazała się całkiem ciekawa panorama Biecz. Do Binarowej dojechałem bez większych przygód. Kościół niestety w zimowym sezonie jest zamknięty ze względu na szkodliwość niskich temperatur. Jeśli komuś zależy na zwiedzeniu wnętrza można umówić się telefonicznie.

Powrót do domu przebiegał ta sama drogą, a to dlatego, że chciałem zaliczyć  zjazd z okolic Ostrego Kamienia do centrum Ryglic przy akompaniamencie Felicita znanym z La Casa Del Papel. Miał być to epicki zjazd i takim był.

 Włączyłem nawigację rowerową na Google Map, a ta poprowadziła mnie polną drogą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie błotniste koleiny po traktorach. Dwa kilometry ciężkiej i mało przyjemnej drogi, za to obfitującej w widoki. Coś za coś. Wspomniany zjazd był wyborny. Droga asfaltowa przez las, prędkość pomiędzy 50-69 km/h, muzyka i nawet traktor, który musiałem wyprzedzić na pełnej szybkości nie zepsuł mi zabawy.

Drogę od Ryglic do Zalasowej pokonałem patrząc maksymalnie metr przed koło, bo mimo wszystko, czułem już kilometry  pod różne góry, górki, pagórki.

Podsumowując, kolejny wyjazd uważam za udany. Osiągnąłem cel, który mnie trochę rozczarował (mam tu na myśli Biecz). Przekonałem się, że daję rade i moja kondycja nie jest taka zła, ale jeszcze trochę pracy w tym względzie przede mną. Pokonałem łącznie 1098 metrów przewyższeń. Pod koniec Strava upraszczała trasę na skutek słabej baterii w telefonie. Stąd odległość została przekłamana o –2 km względem licznika. Ogólnie cała wycieczka jest dla osób o raczej dobrej kondycji, a i na podjazdach lepiej żeby „noga podawała”.

To tyle gdy chodzi o moją kolejną relację. Już w głowie kreśli się plan następnego rowerowego wypadu.


LINK STRAVA


Pierwszy podjazd w Ryglicach

Przerwa pomiędzy pierwszym a drugim podjazdem

Pierwsze widoki na Pasmo Brzanki

j.w.

Podjazd w okolicach Ostrego Kamienia

Pozostałości po kamieniołomie w Żurowej

Autoportret w Ołpinach

Kościół Wniebowzięcia NMP w Ołpinach

j.w.

j.w.

Droga z Ołpin w kierunku Biecza

A stamtąd przyjechałem

Od Ołpin trasa już jest widokowa

I na plus - bardzo mały ruch

Przydrożna kapliczka w Ołpinach

Krótki ale stromy podjazd asfaltem wątpliwej jakości

Punkt 10.00 wjeżdżam do Biecza

Klasztor i parafia pw. św. Anny w Bieczu

Stacje drogi krzyżowej

j.w.

Kamieniczki na rynku w Bieczu

Ratusz i Mustang

Droga z rynku do kościoła Bożego Ciała

Kościół Bożego Ciała

j.w.

W tle wieża ratuszowa

Wejście do kościoła Bożego Ciała od strony Gorlic

Cmentarz wojskowy z I WŚ

Wjazd od strony Gorlic

Kościół Bożego Ciała

Muzeum Ziemi Bieckiej - Dom z basztą

Czas na węgierskie wino

Muzeum Ziemi Bieckiej

Apteka na ulicy Barianów Rokickich

Kawa i w drogę powrotną

Restauracja i kawiarnia "u Becza"

Widok z drogi do Binarowej

Ostatnie spojrzenie na panoramę Biecza

Kościół p.w. Michała Archanioła | UNESCO

j.w.

Dzięki za taką drogę Google Maps...

Na żywo te koleiny były znacznie gorsze...

Końcówka błota/szutru

I asfaltem już do samego Tarnowa


Popularne posty z tego bloga

Stary Sącz - Szczawnica - Czerwony Klasztor

Podróż pociągiem             Bilet kupiłem dzień wcześniej. Na dworcu w Tarnowie jeszcze są tradycyjne kasy biletowe więc skorzystałem. Kupiłem bilet w jedną stronę na pociąg Pol Regio. Za bilet normalny z Tarnowa do Starego Sącza zapłaciłem 16,20 zł (na 28.04.2024) oraz 8,40 zł za rower. Co ciekawe za bilet powrotny za rower zapłaciłem tylko 4 zł. Jak to w Pol Regio bywa oczywiście ostatni wagon, rower w orientacji pionowej. Na plus – na haczyki pozakładali gumowe nakładki dzięki czemu nie niszczy się obręcz koła, tudzież szprychy. Pierwszy raz jechałem pociągiem z szosą i dzięki temu nie miałem problemu ze zmieszczeniem koła w uchwycie. Trasa choć wolnym tempem zleciała dość szybko, ładuje się tostami i kawą. W Starym Sączu wita mnie słońce jednak z niską temperaturą. Najlepszy znak aby wsiąść na rower i zacząć rozgrzewkowym, ale jednak intensywnym tempem. Ze Starego Sącza do Szczawnicy             Początkowo drogę znałem na pamięć, zaczynałem z tego samego miejsca podróż na Pr

Rożnów przez Filipowice (trasa widokowa) | Tropie

     W zeszłym roku bardzo spodobał mi się objazd Jeziora Rożnowskiego. Pogórze Ciężkowicko – Rożnowskie to chyba mój ulubiony region blisko domu. Jest piękny krajobrazowo. Według mnie jest zarówno łatwy jak i trudny w kontekście kolarstwa. Można objechać go w miarę po płask im , można też zaliczyć ostre podjazdy . Wybierając się w kolejną rowerową podróż miałem jasno określony cel , a mianowicie………..      Przejazd z Tarnowa do Zakliczyna - w padłem na Velo Dunajec w stronę Czchowa. P rzed zapor ą odb iłem na Chabalinę (dokładne miejsce widać na Stravie). Podjazdy, ostre, bardzo ostre, ale stosunkowo krótkie. Po drodze widok na zaporę w Czchowie. Kierowałem się dalej na szczyt Chabaliny . Po drodze, odwieczny problem w takich miejscach, a mianowicie psy spuszczone z łańcucha, szczekające i groźne, chyba, wolałem nie sprawdzać, bo nie wiadomo czym by się to dla mnie skończyło. Oceniłem więc realnie sytuację, szuter z mocnym podjazdem. Nie miałbym szans. Zrezygnowałem więc z wj

Skrzętla - Rojówka | Wieża widokowa pod Jaworzem | Przewyższenia nad Jeziorem Rożnowskim

Startuję jak zwykle w Tarnowie i kieruję się w stronę Dunajca. Tym razem jednak nie przekraczam rzeki a w Zgłobicach kieruję się nową ścieżką do Błonia. Trasa wiedzie wzdłuż Dunajca. Później przechodzi w ulicę jednak niezbyt ruchliwą zwłaszcza w sobotę rano. Mijam kolejno Dąbrówkę Szczepanowską, Janowice i Lusławice docierając do Zakliczyna. Tu krótka przerwa na śniadanie. Dalej unikając ruchu samochodowego wskakuję na Velo Dunajec aż do Filipowic. Zatrzymuję się na kilka zdjęć zapory w Czchowie. Od tego momentu aż do Łososiny Dolnej jadę już ruchliwą ulicą, po lewej stronie Jezioro Czchowskie oraz zamek w Wytrzyszczce. Zamek sezonowo jest czynny a bilet wstępu kosztuje 20 zł. Odpuszczam sobie te przyjemność, znam ciekawsze miejsca z dobrym widokiem na Jezioro Czchowskie jak i Rożnowskie np. TUTAJ . Przy samym lotnisku GPS znowu robi sobie ze mnie żarty i kieruje mnie szutrową drogą za lotniskiem. Jednak po powrocie na właściwe tory za kilkanaście kilometrów czeka mnie pierwsza wspinac